Dziś tak jak pisałam wcześniej udałam się z wizytą do Marty - mojej tutorki na niedzielny obiad. Poczułam się wyróżniona, zwłaszcza że w książce od której zaczynałam naukę hiszpańskiego znalazłam komentarz Conrado Moreno, który brzmiał:
"Choć Hiszpanie są uznawani za ludzi otwartych i gościnnych, zaproszenie do domu bywa rzadkością. Przeważnie znajomi i przyjaciele spotykają się w barach lub w restauracjach. Zaproszenie do domu możemy odebrać jako oznakę szczególnej sympatii. Dom jest dla Hiszpanów miejscem wypoczynku, oazą spokoju, do której się wraca w późnych godzinach nocnych. Jeżeli już zostaniemy zaproszeni do znajomych, to z pewnością będzie to zaproszenie na obiad lub na kolację. Przy okazji obejrzymy wszystkie pokoje - oprócz jednego - sypialni."
Długo się zastanawiałam co zabrać ze sobą w prezencie - bądź co bądź Polakowi z pustymi rękami na tak oficjalną wizytę przychodzić nie wypada(w Hiszpanii nie jest to obowiązkowe). W końcu zdecydowałam się upiec ciasto(Ci, którzy bywali u mnie na urodzinach czy imieninach pamiętają zapewne jabłkowo-cynamonowe ciasto z orzechami i migdałami, określane niepoprawnie polityczną.nazwą "Czarnuch").
Zaopatrzona w "tartę"(po hiszpańsku ciasto to tarta i trudno jest wyjaśnić Hiszpanom, że dla nas jest to tylko rodzaj ciasta) ruszyłam w gościnę. Rodzina Marty okazała się przesympatyczna. Starali się mówić możliwie dla mnie zrozumiale. Poza tym ojciec Marty wykazywał się znajomością sławnych Polaków(Jan Paweł II, Lech Walesa - z początku nie wiedziałam o kogo chodzi, bo wymowa była tak różna od polskiej). Rzeczywiście musiałam obejrzeć całe mieszkanie, które było ogromne.
Na obiad jedliśmy paellę, która była po prostu PRZEPYSZNA!!!
Cała rodzina mnie uczyła jak obierać langusty ze skórki, tak więc już nie wstyd mi iść do restauracji:) Bo taka paella zawiera oprócz ryżu kawałki mięsa, mątw, małży, krewetek i langust.
A ciasto smakowało, nawet musiałam zostawić przepis:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz