Kiedy dowiedziałam się, że jadę do Madrytu, ucieszyłam się, jednakże trochę żałowałam, że to nie jest jakieś mniejsze miasto, gdyż Madryt jak to stolica jest drogim miastem. Jednak po kilku miesiącach mieszkania tam wiem, że to było najlepsze miasto do jakiego mogłam pojechać z kilku powodów:
- akcent mieszkańców Madrytu jest bardzo przyjazny do uczenia i rozumienia. Ja jako osoba, której znajomość hiszpańskiego przed wyjazdem, była prawie zerowa, mogę to potwierdzić. Gdy mam do czynienia z ludźmi z Andaluzji, bądź których cała rodzina jest stamtąd, mam nieraz trudności ze zrozumieniem, ponieważ mówią szybko i dość niewyraźnie. Nie wspominając już o Katalonii, w której nieraz trzeba studiować w katalońskim(profesorowie niekoniecznie chcą zrozumieć fakt, że jest się z innego kraju, w którym nie uczą katalońskiego), co stwarza dodatkową trudność.
- z Madrytu latają tanie samoloty, można robić wiele ciekawych wycieczek w naprawdę niskiej cenie - np. wybrać się na weekend na Wyspy Kanaryjskie, czy do Paryża za 12 euro.
- sam Madryt oferuje bardzo dużo do zobaczenia. Jest tu mnóstwo muzeów(wymarzone miasto do studiowania historii sztuki), zabytków architektury. W obrębie Madrytu jest również wiele interesujących miejsc, oddalonych o godzinę drogi czy to autobusem, czy kolejką(Toledo, Aranjuez, Escorial).
- ludzie są przyjaźni. Nie twierdzę, że w innych rejonach Hiszpanii nie są, jednakże moja koleżanka będąc na Erasmusie w kraju Basków, musiała się borykać z nieufnością w stosunku do obcych. Tam ludzie byli podzieleni na Hiszpanów i Basków. Baskowie są ze swej natury bardzo nieufni, zamknięci w klanach, natomiast tamtejsi Hiszpanie również niezbyt się garnęli do kontaktów, a Erasmusów było niewielu. Co prawda jeśli chodzi o Hiszpanów z mojego wydziału to też niekoniecznie się od razu pchają do znajomości z ludźmi z innych krajów, ale jeżeli się do nich samemu podejdzie, zagadnie to potrafią się okazać naprawdę miłymi i pomocnymi ludźmi.
Na zakończenie coś na ząb, mianowicie bajka. Bajkę czytałam w dzieciństwie w książce M. Niklewiczowej "Bajarka opowiada". Teraz sprawdziłam, że jest hiszpańska a zwie się "Półkurek"(Medio Pollito)
W telegraficznym skrócie(gdyby ktoś potrzebował nieco bardziej rozwiniętej wersji to zapraszam do zagłębienia się do pójścia do biblioteki po książkę, tudzież przeszukania domowej biblioteki albo internetu) jest to historia o tym, że kurze się wylągł kurczak posiadający jedną nóżkę, jedno oczko, uszko jak i również jedno skrzydełko - taki jednym słowem półkurek. Jakkolwiek by się wydawać mogło Medio Pollito(hiszp. pół kurczęcia) wcale nie był słaby, a wręcz bardzo zuchwały, nie słuchał się matki, oddalał bez pozwolenia. Zachciało się temu pół-kurczakowi pójść do Madrytu, do kurnika króla. Mając za nic wszelkie zasady dobrego wychowania, po kolei odmawiał udzielenia pomocy rzece, ogniu i wiatrowi. Gdy dotarł do pałacu, kucharz pałacowy go pochwycił, aby ugotować zeń rosół. Jednakże został uratowany przez wodę, wiatr i ogień, które pomimo swej własnej krzywdy pomogły mu z litości, jednakże przy okazji karząc go w różnoraki sposób. Najbardziej surową karę wymierzył mu wiatr, który go porwał i zamieścił na wieży najwyższego kościoła w Madrycie i jest tam do dziś.
Jak możecie zgadnąć, jestem na tropie tego kościoła. I nie mogę znaleźć. Zagadnęłam w tej sprawie Marię, która na moje wielce poważne pytanie wybuchnęła śmiechem.
p.s Hiszpanie Sylwestra(który u nich nazywa się Noche vieja czyli stara noc) spędzają najpierw z rodziną do godziny 12, tak aby przed samą północą zjeść 12 winogron, po jednym na każdy miesiąc. Po północy kontynuują imprezę w gronie przyjaciół.
p.s 2 Ostatnie kilka dni jakoś towarzyszy mi wspomnienie skeczu Kabaretu "Potem" "Indianie" i pragnę się tym podzielić:)
Hehe,
OdpowiedzUsuńOlu! Zauważyłem mały błąd :D Smsy po podniesieniu stawki VAT kosztują 1,23 zł :D hihi
No nie bądźmy już tacy drobiazgowi:D:D:D
OdpowiedzUsuń