niedziela, 23 stycznia 2011

Włochy cz. 3

Po maleńkim Teramo przyszedł czas na prawdziwego giganta - Rzym.


Melodia mgieł nocnych



Zapakowaliśmy się do autobusu(koszt biletu 14,10 euro) i podążyliśmy trasą wiodącą koło najwyższego szczytu Apeninów - Corno Grande.

Rzym - miasto otwarte

W Rzymie roi się od turystów wszelkiej maści. A z całą pewnością są rzesze Polaków.


Przez miasto przewija się tak dużo Polaków, że niemal każdy sprzedawca zna podstawowe słowa po polsku. Z reguły pytają z jakiego jesteś kraju i jak usłyszą, że z Polski to od razu usłyszeć można, że "niedrogo". To również tyczy się żebraków. Słyszałam o sytuacji, gdy żebraczka zapytała o kraj pochodzenia i po uzyskaniu odpowiedzi powiedziała po polsku "daj pieniążka".
Oczywiście co za tym idzie, można kupić przewodniki po polsku(w Madrycie ich nie uświadczysz, co najwyżej w Toledo, jak masz szczęście).

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wejścia do metra. Bilet całodzienny(tzw. giornaliero - giorno oznacza dzień) kosztuje 4 euro, jednorazowy 1 euro.


Szczerze mówiąc to nigdy nie widziałam tak brudnego i obskurnego metra. Posiada tylko 2 linie. I ktoś by mógł powiedzieć, że nie sposób się w takim metrze zgubić. Otóż nic bardziej mylnego! Jest bardzo źle oznakowane a lokalizacja peronów jest nielogiczna. Ale tak naprawdę to nie to w tym metrze szokuje. Najgorsze jest zachowanie ludzi. Jest pozbawione tego co nazywamy dobrym wychowaniem. Ludzie nie czekają, aż się wysiądzie z metra, tylko się pchają, tak że aby móc wysiąść trzeba się rozpychać łokciami. A na schodach... ja przyzwyczajona do tego, że w Madrycie, ludzie, którzy się nie śpieszą nigdzie zajmują prawą stronę schodów, a lewa pozostawiona jest dla tych którzy muszą się gdzieś szybko dostać, musiałam przeżyć szok, że tu wszyscy stoją jakoby te krowy i nie sposób się przecisnąć.

Oczywiście trudno powiedzieć, czy te zachowanie to wina turystów, czy też Włochów.

Zwiedzanie zaczęliśmy od Koloseum(Bilet wstępu kosztuje 12 euro, ale dla obywateli Unii Europejskiej jedyne 7,5 euro):


Mało co nie straciłam tam głowy..


Po Koloseum przyszła pora na Forum Romanum















cdn.

p.s  Będąc tutaj, powoli dociera do mnie świadomość, że to co ja uważałam za międzynarodowe, wcale takie być nie musi. Np. moja koleżanka z Kolumbii nigdy w życiu nie słyszała o Edith Piaf, czy Arii na strunie G Bacha. Co do tego ostatniego, to myślę, że każdy chociaż raz w życiu to słyszał, nawet jeżeli tytułu nie kojarzy. Dla niej ten utwór był kompletną nowością, który przyjęła z zachwytem.

p.s 2 Będąc w kręgu muzyki, to muszę powiedzieć, że są kabarety, dla których język nie zna ograniczeń. Pokazałam Marii "Grupę MoCarta", uśmiała się do łez. Oczywiście w przypadku tego kabaretu wybierałam te występu, w których nie ma odniesień do polskich piosenek.

p.s 3 Podczas pobytu we Włoszech przyszła do mnie piosenka z musicalu Chicago "Cell block tango"

Na youtube można obejrzeć zdubbingowane odsłony tej piosenki w różnych językach i jak się zapewne domyślacie jest to kompletna profanacja, gdyż jak już brać się za dubbingowanie to wszystkiego, a nie tylko monologów a cała reszta po angielsku. Nie mniej jednak nawet gdyby to zrobili, brzmiałoby to wstrętnie.

Dla ciekawych:
- wersja hiszpańska
- wersja francuska
- wersja włoska

W mojej skromnej opinii hiszpański dubbing jest najgorszy.

p.s 4 Żeby było z dala od klimatów gorącego południa Kabaret Hlynur "Skandynawski romans"

p.s 5 Tak jakoś mi ostatnio przyszła do głowy głupia myśl, że Kopciuszek w Hiszpańskich warunkach, gdzie wychodzi się na imprezę 23-24 za wiele by się na balu nie natańczyła..

p.s 6 Trochę inwencji i nawet brak tynku może się okazać atutem:

1 komentarz:

  1. Podryw na dziś:

    Podchodzi chłopak do dziewczyny i mówi:
    Co słuchasz?
    - Bacha
    Ja też ciągle jej słucham. Nieźle wymiata.

    OdpowiedzUsuń