Świątynia Debod |
No i zaczęło się. Najpierw test językowy, poznanie innych erasmusów studiujących na tym samym wydziale co ja i nie tylko, wyniki normalnie rany gorzkie z pierożkami! Okazuje się, że trudno mi sklecić jakiekolwiek zdanie, ale całe szczęście w podobnej sytuacji jestem nie tylko ja, ale również i wiele innych osób, więc bardzo popularnym sposobem komunikacji jest angielski bądź niemiecki. Jest tu zatrważająca ilość Niemców, pomyślałam nawet o czymś w rodzaju desantu;) Na moim wydziale będzie studiować Greczynka, Niemiec i Francuzka(tak tak tylko 4 osoby). Ale ogólnie wszyscy są przyjaźni, czasem nieco zagubieni, nieśmiali. Polaków jeszcze nie spotkałam poza Tymoteuszem.
Od poniedziałku zaczynam kurs językowy. Po 1,5 miesiąca nauki udało mi się osiągnąć poziom A2 co uważam za pewien sukces. Całe szczęście moja grupa ma zajęcia na rano od 10 do 14(była jeszcze opcja 15-19).
Od razu nie tracąc ani chwili rozpoczęłam zwiedzanie. Wczoraj byłam na Plaza Mayor(Rynek Główny) i zwiedziłam okolice Puerta del Sol(Brama słoneczna). Uważa się to poniekąd za centrum Madrytu. Dzisiaj natomiast widziałam przepiękną świątynię Debod - jest to egipska świątynia boga Amona. Została ofiarowana przez Egipt w dowód wdzięczności za pomoc przy budowie Wielkiej Tamy w Asuanie.Świątynia ta pochodzi z II w p.n.e. i stała dawniej na terenie zalanym obecnie przez wody Nilu. Mieści się w przepięknym parku gdzie przychodzą tłumy ludzi pobiegać, spotkać się ze znajomymi, urządzić piknik.
Co do ludzi.. to życie płynie zupełnie inaczej niż w Polsce. Począwszy od jedzenia(śniadanie stanowi zazwyczaj sama kawa(herbata jest niepopularna), a kolację jada się bardzo późno bo 22-23 i to bardzo obfitą), po ogólne zachowanie. Na ulicy widać mnóstwo ludzi, część biega po parku dla zdrowia, część wychodzi do ulubionego baru napić się piwa i spotkać ze znajomymi(tu wzmianka na temat piwa, jest mniej alkoholowe niż w Polsce i do piwa dołączone jest tzw. tapas czyli mała porcja jakiejś potrawy, jest ona za darmo, najprostszym tapas może być np. miseczka z orzeszkami ziemnymi). Ludzie nie mają oporów z zagadaniem do Ciebie(dziś w metrze zagadał mnie jeden chłopak jak wysiadałam, nie wiem co powiedział niestety).
Trzeba przyznać, że Hiszpanie mają ciekawy sposób promocji książek. W metrze są porozwieszane ich fragmenty. Kiedy przeczytasz taki fragment, może Cię zaciekawić reszta. Generalnie to bardzo dużo ludzi czyta w metrze. W sumie nie ma się co dziwić, gdyż dojazd czasem trochę trwa. Ale trzeba przyznać, że metrem można dojechać praktycznie wszędzie, jest zaopatrzone w ogromną ilość różnego rodzaju wejść i wyjść, przesiadek na inne linie. Nieraz trzeba się solidnie nakombinować jak wyjść na powierzchnię. Np. przystanek Nuevos Ministerios przy którym mieszkam posiada 3 linie metra, które są usytuowane jedna nad drugą. Aby się dostać na powierzchnię trzeba pokonać dużą ilość kondygnacji a nie każde schody ruchome prowadzą do wyjścia. Nie wspominając już o mnogiej ilości wyjść. Tak więc stopy bolą od błądzenia.
Co do moich współlokatorów to w życiu nie widziałam równie czystych chłopaków, oczywiście porządek w ich pokoju jest ich prywatną sprawą, ale to, że nie piętrzą się stosy brudnych naczyń jest niesamowite. Poza tym są naprawdę uroczy.
I tak na zakończenie 3 ciekawostki:
- w Madrycie wodę pije się prosto z kranu
- moja kolezanka z Grecji powiedziała, że u nich książki są dla studentów DARMOWE
- jadłam dziś tortillę. Jest to w przeciwieństwie do tego co się uważa za tortille w Polsce połączenie ziemniaków i jajek i je się to z CHLEBEM. Ciekawe prawda?
Mój wydział |
Życzę najlepszego Olu na Erasmusie:) Myślę, że sobie poradzisz:) Zazdroszczę Ci tej Hiszpani:) Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńZazzzzdrrrroszczę Ci! Hiszpania, ach, Hiszpania... Oluś, pisz no częściej. Tak najlepiej - codziennie:) Podziel się z tymi, którym nie dane były takie przeżycia.
OdpowiedzUsuńhmm, przepraszam ze dopiero dziś wchodzę na Twojego bloga ale miałam mały młyn w związku z poprawką ale na szczęście zdałam:)a ESPANIA hmmmm normalnie zazdroszczę Tobie
OdpowiedzUsuń