poniedziałek, 13 września 2010

Kurs hiszpańskiego oficjalnie otwarty

Dzień zaczął się z przygodami. Grzecznie wsiadłam w autobus, który jechał w kierunku miejsca w którym odbywa się kurs hiszpańskiego i jak to bywa pojechałam za daleko. Całe szczęście chwilę później jechał powrotny, wsiadłam do niego i natknęłam się na polskich erasmusów.

Moja grupa językowa liczy coś ok 20 osób. Jest w niej 1 Polak Tadeusz, kilku Włochów, Czech, Turczynka, kilku Holendrów, Fin, Anglik, Francuzka i Belgijka. Lektorka świetna, bardzo komunikatywna.Same zajęcia bardzo przyjemne, gry, zabawy, przełamały mnie na tyle że faktycznie zaczęłam używać hiszpańskiego. I całkiem nieźle mi idzie. Zostałam zagadnięta nawet o drogę na przystanek autobusowy i jako tako byłam w stanie udzielić informacji, a jak nie wiedziałam jakiegoś słówka i się zacięłam to usłyszałam "Habla, habla" czyli żebym mówiła i jakoś poszło. Później z kolei ja musiałam zapytać o drogę i również się udało.

I tu z kolei spotkała mnie kolejna przygoda - popsuł mi się jeden but i musiałam wracać na bosaka przez pół miasta. Całe szczęście nie było żadnych szkieł po drodze, ale chodzenie po rozgrzanym betonie nie jest wcale aż tak łatwe i przyjemne. W związku z utratą jednej pary klapków zapewne czekają mnie zakupy - czyli kolejne doświadczenie i niestety kolejny wydatek, bo niestety pieniądze tu topnieją w dość zatrważającym tempie. Ale wiadomo na początek trzeba było kupić parę rzeczy, więc się staram nie martwić tym faktem. Pewnie ciekawi jesteście jak drogie jest życie tutaj. No więc bilet miesięczny na metro zwany Abono de Transportes(który nabywa się w sklepie z tytoniem) kosztuje 46 euro. Nie ma niestety tu zniżek dla studentów, jedynie istnieje tzw. zniżka wiekowa tj. poniżej 21 roku życia, która niestety mnie nie dotyczy(ach.. trzeba było jechać na wymianę wcześniej!). Rzeczy typowo jedzeniowe: mleko to koszt 0.84 euro, chleb - powyżej 1 euro(czasem zdarzają się promocje w stylu 2 bagietki za 1 euro, generalnie chleb to tylko widziałam tostowy, z razowym się nie spotkałam, ja kupuje paczkę sucharów, bo się nie starzeje i wydaje się być bardziej ekonomiczna), jajka 1,04 euro(12 w opakowaniu), Coca-Cola 1,20 euro, karton soku jabłkowego 0,5 euro. Z rzeczy które są tanie to z pewnością wina, z owocami bywa różnie, bądź podobnie(ok kg nektarynek 1.30 euro).

Kolejne rzeczy, które zaobserwowałam:

-  widziałam dziś dziewczynkę idącą z ojcem do szkoły. Miała na sobie mundurek: plisowana szara spódniczka, białe skarpety do kolan i granatowy sweterek. Jej ojciec nie niósł plecaka ale ciągnął go, gdyż był zaopatrzony w kółka i rączkę podobną do tych, które są przy torbach podróżnych.Ciekawe czy był rzeczywiście, aż tak ciężki?


- Niesamowite jest to ile ludzi tutaj chodzi "zakolczykowanych". I mam na myśli tu mężczyzn. W ogóle chyba taka moda panuje w krajach śródziemnomorskich, ponieważ Włosi również mają przekłute uszy i noszą w nich bardzo świecące kolczyki. Ale szczerze powiedziawszy to wygląda to ohydnie. Gdy ktoś u nas ma np. przekłuty nos to wybiera raczej malutki kolczyk i ma przekłutą jedną dziurkę. Tutaj przekłuwa się nie tylko dziurkę, ale np. przegrodę nosową. Nie muszę chyba wyjaśniać z czym czasem taki wystający z dwóch dziurek nosa kolczyk się kojarzy.

- małe sprostowanie odnośnie Botellonu, o którym pisałam w poprzedniej notce. Rozmawiałam wczoraj z Eleną(przesympatyczna Hiszpanka, potencjalna dziewczyna jednego z moich współlokatorów). Okazało się, że jest to jednak nielegalny proceder, bo podobno Hiszpania usiłuje walczyć z alkoholizmem. Tylko najwyraźniej niezbyt im to się udaje, gdyż Policjanci tak czy siak nie reagują - a może po prostu za dużo było tych Botellonów do rozgromnienia i im się nie chciało?

- moi współlokatorzy zamówili wczoraj pizzę. O której? Oczywiście że o 23! W każdym razie nigdy w życiu nie jadłam równie pysznej pizzy. Nawet gdy byłam na obozie we Włoszech. Do pizzy oglądaliśmy film z Hugh Grantem i Drew Barrymore. Nie wiedziałam że Hugh tak świetnie mówi po hiszpańsku;) - a tak poważnie to wszystko jest tu dubbingowane.

- po czesku słownik hiszpańsko-czeski jest spanielsko-czeski

- Francuzi mówią po angielsku! i to naprawdę dobrze! Tylko chyba we własnym kraju są przeciwni jego używaniu.


No to jeszcze kilka zdjęć:

Casa Gallardo
Łuk wybudowany w latach 70 niedaleko stacji metra Moncola
Pomnik Karola III w ogrodach Sabatiniego
Widok na Calle Mayor(Ulica główna)
Budynek Kompanii Węglowej

3 komentarze:

  1. ja chce do Madrytu:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż chce się czytać! ;) Fajnie piszesz Olu! ;)
    Co do tych kolczyków w nosie... to krowy mają kolczyki w uszach! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Olcia nie piszę ale śledzę Twoje wpisy i oglądam zdjęcia. Cieszę się,że Ci się podoba. Czytając wirtualnie przenoszę się do miejsc gdzie się znajdujesz. Fajnie,że hiszpanie z którymi mieszkasz okazali się bardzo sympatycznie. Oby tak dalej!!! buziaki
    Julita

    OdpowiedzUsuń