niedziela, 12 września 2010

Miasto, które nie śpi

Miasto nie śpi dosłownie, miałam okazję się naocznie przekonać. Mieliśmy wczoraj imprezę integracyjną Erasmusów, w związku z tym, że prawie nikogo jeszcze nie znam napisałam na facebooku do Polaków będących tak jak ja w Madrycie(a którzy potwierdzili swoją obecność na owym wydarzeniu). I tak o 7.30 na Puerta del Sol poznałam rodaków. Okazało się, że jest nas całkiem sporo: Arek, Ania, Monika, druga Ania, Tamara i ja(na imprezie integracyjnej doszła jeszcze Anita i Justyna). Przyszły również Maytee z Belgii(nie jestem pewna pisowni imienia) i Iona z Albani. Wybraliśmy się do parku obok Temple de Debod  i urządziliśmy sobie Botellon. Cóż to takiego? Już spieszę z wyjaśnieniem. Jest to hiszpański zwyczaj spożywania napojów alkoholowych w miejscach publicznych. Nazwa się wzięła od hiszpańskiego słowa botella czyli butelka. To fenomenalne, ale picie piwa czy wina w parku na ławce nie jest domeną meneli, czy też rzeczą godną potępienia, ale tradycją/obyczajem obok którego policja przechodzi spokojnym krokiem.

Z parku postanowiliśmy przenieść się na imprezę integracyjną. I wtedy zobaczyłam to: całe rzesze ludzi na Plaza de Espana(plac hiszpański). Nigdy czegoś podobnego nie byłam świadkiem, aby tyle ludzi po północy było na ulicy. Nawet w dzień cięzko o taką ilość ludzi w Polsce. Miałam wrażenie(a może to nie było tylko wrażenie), że było ich więcej niż za dnia. Myślę że w Polce to tylko podczas przyjazdu Papieża ludzie tak "wylewali" się z ulicy. Eduardo mi dzisiaj wyjaśnił to zjawisko, wczoraj była specjalna noc zwana "la noche en blanco", czyli taka nasza noc muzeów.

Impreza integracyjna, jak to impreza nic nadzwyczajnego. Każdy z początku rozmawia o tym samym: skąd jesteś, co studiujesz, gdzie mieszkasz. Wróciłam wprawdzie po godzinie 6, ale było to spowodowane faktem, że metro kursuje od 6 do 1.30.

Dzięki właśnie owemu "uziemnieniu" miałam okazję poznać inną twarz Madrytu. O godzinie 5 chodziło po ulicach nadal dużo ludzi, z gitarami, ale również po prostu znajomych, którzy wybrali się na przechadzkę. Byli naprawdę głośni. Oprócz tego zobaczyłam jeszcze jedną rzecz, która mnie przeraziła. Miasto TONĘŁO po prostu w śmieciach. Niestety nie miałam ze sobą aparatu, aby to uwiecznić, ale uwierzcie mi puszek po piwie na jednej ulicy było tyle, że starczyłoby spokojnie, aby obdzielić niejednego zbieracza aluminium. Jak to sprzątnąć? Ano jeździ taka specjalna maszyna do mycia ulic, ludzie stoją z wężami i spryskują ulicę spłukując owe śmieci.

Rzeczą godną zauważenia jest również to, że ludzie tu nie kryją się ze swoimi uczuciami. Widać daleko posuniętą tolerancję na każdym kroku, gdyż zdążyłam wczoraj zauważyć wiele par homoseksualnych idących za rękę przez miasto, natomiast te heteroseksualne bynajmniej nie przejmują się obecnością innych ludzi dookoła, którzy są świadkiem sytuacji tak intymnych, że dla tak skromnej i pruderyjnej Oli wydaje się to po prostu niesmaczne. Można by powiedzieć, że miłość leży na ulicy i czai się na każdym rogu, na każdym kroku, każdej stacji metra.

Z ciekawostek, które zanotowałam:

- Iona z Albanii mówiła, że u nich jest takie prawo zwyczajowe, że jeżeli ktoś zabije kogoś, to w odwecie rodzina zamordowanego, ma prawo zabić kogoś z rodziny mordercy.
- w Hiszpanii jest to normalne, że dzieci, które by w Polsce normalnie by sobie smacznie spały, chodzą z dorosłymi nawet o 2 w nocy
- jest tu cała chmara psów, które wolno biegają(jedynie podczas podróży metrem, są przewożone w takich specjalnych klatkach). O posprzątaniu po nich właściciele raczej zapominają.
- łazienki w mieszkaniach są ulokowane dookoła takiego specjalnego wewnętrznego dziedzińca wentylancyjnego
- pranie suszy się na sznurkach wiele metrów nad ziemią, żeby ściągnąć takie pranie sznurki się po prostu przeciąga




- Madryt to miasto fontann. Jest ich tu całe mnóstwo.



No to jeszcze parę zdjęć:

Ola na Plaza Mayor z szalenie hiszpańską Myszką Mickey - niezapomniany element kultury hiszpańskiej;)

Na tle Pałacu Królewskiego


Ogrody Sabatiniego(Jardines de Sabatini)
Katedra La Almudena

2 komentarze:

  1. No, no, no... rewelka! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz ciekawiej mi się czyta. Muszę przyznać, że umiesz wciągnąć czytelnika i zaintrygować. Czekam na ciąg dalszy!
    PS Gdyby tak u nas dało się takie Botellon...:)

    OdpowiedzUsuń