niedziela, 13 lutego 2011

To już jest koniec...

Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Już jestem w domu i przygotowuję się do kolejnych wyzwań jakie przynosi życie.
  
Warto byłoby się tu pokusić o jakieś podsumowanie.Jedno jest pewne: WARTO BYŁO!

Zdobyłam wiele nowych doświadczeń. Dużo nowych znajomych. Złapałam języka (przyjazd bez znajomości języka był dość karkołomnym przedsięwzięciem i gdyby nie to, że studiowałam przedmioty ścisłe, mogłabym mieć spore problemy, ale jak musisz to robisz wszystko, aby się języka nauczyć). Myślę, że rozwinęła się moja wiedza ogólna o świecie i o innych krajach (zwłaszcza geograficzna).

A także o Hiszpanach. No właśnie jacy są?

Heh, myślę, że pół roku to stanowczo za krótko, aby się tego dowiedzieć. Nawet jak się mieszka z trzema uroczymi  przedstawicielami tego narodu. Bo Hiszpanie są zróżnicowani. Każdy człowiek to odrębna historia. Można znaleźć wśród nich zarówno ludzi na poziomie, jak i buraków. Jednakże nie zaprzeczę: są otwarci. Bardziej niż Polacy. Mniej się wszystkim przejmują. Lubią spotkania z przyjaciółmi i rodziną. Mają trochę swoich przywar np.ich sposób zwiedzania miejscowości opiera się w dużej mierze na kulinariach i na pytanie co widzieli, często można usłyszeć co jedli.

Są mniej problemowi, często nie chcą kogoś fatygować. Czasem są leniwi.  Podczas podróży powrotnej miałam bardzo ciężką walizkę(22,5kg) a musiałam się z nią dotaszczyć na metro. Byłam obserwowana przez wielu ludzi, następnie poinformowana, jak powinnam prowadzić walizkę, aż w końcu doszło do sytuacji, gdy szło obok mnie przez jakieś 10 minut dwóch rosłych mężczyzn, komentowało jak powinnam trzymać rączki walizki itd. ale żaden mi nie pomógł. Dopiero przy samym metrze, któryś się zlitował. A w Polsce to zaledwie wysiadłam z autobusu (jadącego z lotniska na warszawę centralną) a już jeden chłopak się zaoferował, aby mi pomóc, potem kolejny, czy aby nie wstawić mi walizki do pociągu, a na końcu ostatni, czy nie wrzucić walizki na półkę. I jak tu mówić, że Polacy nie pomagają?

Będę tęsknić i to bardzo(zwłaszcza za moimi współlokatorami, do których zdążyłam się już przywiązać odrobinę), ale kto wie co mnie jeszcze czeka w życiu. Może spotkamy się w bajce o moich podróżach, czy to po Polsce, czy po jakimś innym kraju. Mam gdzie wracać i to jest najważniejsze. Zresztą, o ile ma się otwarty umysł to nawet nie opuszczając domu, można dowiadywać się wielu interesujących rzeczy.

Niniejszym przychodzi mi się pożegnać i podziękować wszystkim za uwagę. Mam nadzieję, że przybliżyłam jakoś trochę tego świata, tak odmiennego od tego co znałam.

Pozostaje mi tylko chyba powtórzyć:

"Koniec i bomba
kto czytał ten trąba.
Dwie dziurki w nosie
i skończyło się"

2 komentarze:

  1. Coś się kończy, coś się zaczyna ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. przyjemnie się Cię czyta! :)
    zapraszam Blondynko do siebie :))

    www.everest-daily.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń