Aranda to urocza mieścina, a także miasto moich współlokatorów. Dzięki zaproszeniu mojego współlokatora Daniela miałam okazję zobaczyć nieco obyczajów hiszpańskiej rodziny. Nie ukrywam, to bardzo cenne doświadczenie, myślę że podczas tego weekendu dowiedziałam się więcej niż normalnie.
Miałam również szczęście, gdyż trafiłam na lokalne święto, ku czci jakiegoś świętego, który jest patronem kobiet i mogłam podziwiać stroje regionalne.
Po procesji z bardzo charakterystycznymi instrumentami rozpoczęły się tańce:
No a teraz trochę zdjęć z samej Arandy:
Kościół z XV w. Santa Maria la Real |
Na moście romańskim |
p.s Natrafiłam przypadkiem w internecie:
http://www.fronda.pl/news/czytaj/plec_naszego_dziecka_to_nie_dotyczy
p.s 2 W piątek byłam na takim trochę pożegnalnym spotkaniu u mojego kolegi Hiszpana z grupy z angielskiego. Musiałam dojechać cercaniasem (kolejką podmiejską) a Mariano miał wyjechać po nas samochodem, więc w trakcie podróży zadzwonił do mnie, aby się upewnić gdzie jesteśmy. No to powiedziałam mu ostatnią stację, którą pamiętałam "Vilaverde alto" a moje koleżanki, zaczęły krzyczeć, że nie Zarsaquemada. Tylko, że ja usłyszałam "Salsa quemada" (przypalony sos) i tak też powiedziałam. Mieliśmy dowcip na cały wieczór.
p.s 3 Potrawą z której słynie Aranda jest Lechazo.
Jest to pieczeń z bardzo młodego jagnięcia, który w swoim życiu pił tylko mleko. Stąd nazwa Lechazo - hiszp. leche - mleko(gdy jagnię jada trawę nosi nazwę cordero, a gdy jest to już baran - carnero) . Podobno Hiszpania jest jedynym miejscem w Europie, gdzie się jada tak młode zwierzęta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz